Stał przy wielkiej, położonej na równie pokaźnej wielkości ławie, mapie i powoli przesuwał pionki symbolizujące wojska rodowe po planszy. A przy tym z bólem spoglądał na figurkę Tullych, najmniejszą, najmniej znaczącą ze wszystkich, stojącą na bagnistych, ciężkich do przeprawienia się ziemiach. Trzymając ją w palcach, stukał raz za razem w grafikę i myślał.
Małżeństwo jego siostry z przedstawicielem rodu Greyjoyów miało scementować przyjaźń Wysp i Dorzecza. Jakby ta kiedykolwiek istniała. On widział to raczej, jak próbę wykupienia u rybaków łaski dla pływających po ich wodach ryb. Dar wynikły ze strachu, nie szczerości. Cisnął pionkiem o stół i podszedł do okna, by odetchnąć świeżym powietrzem i wyjrzeć na zewnątrz. Na placu młodzi wojownicy ćwiczyli szermierkę, dzieci ganiały się wzdłuż wąskich uliczek, a kobiety nosiły do swych domów wodę ze studni. Zwyczajny, spokojny dzień dla mieszkańców Riverrun nieszczególnie zabawnie kontrastował z tym, co czuł w środku. Wiedział bowiem, że już nigdy nie zazna uczucia spokoju. Nie, dopóki jego ambicje pozostaną wyłącznie mrzonkami.
Usłyszał stukanie w drzwi. Odwrócił się i podszedł do stołu, by ustawić figurkę na odpowiedniej pozycji.
- Wejść!
Do komnaty wstąpił jego giermek, młody, odważny, choć wciąż niezbyt rozgarnięty chłopak, syn lorda Harrenhal, Austin Clumser. Począwszy od chwili, gdy Leech przejął stanowisko Pana Dorzecza, stał się też dziwnie dumny i zaczął traktować swoich rówieśników lekceważąco. Muszę go trochę przytemperować. Moi ludzie powinni mieć w sobie więcej pokory.
- Wzywałeś mnie, Lordzie?
- Tak - odparł spokojnie Leech, opuszczając wzrok z powrotem na planszę. - Muszę porozmawiać z moimi siostrami. Wezwij je do mnie.
- Tak jest, panie. Obie na raz?
- Nie, najpierw chcę się widzieć z Lady Blanche, a jakże. Przekaż jej, że nie będę tolerował żadnego spóźnienia i jeśli w najbliższym czasie nie zobaczę jej w swojej komnacie, wyciągnę z tego konsekwencje. Zapamiętałeś?
- Tak, panie. A co z...
- ...Lady Elbereth? Ją zawołasz, gdy skończę rozmowę z Blanche.
Austin kiwnął głową, ukłonił się i wyszedł z komnaty, zamykając za sobą drzwi. Leech pochylił się nad mapą i wziął do ręki figurkę Lannisterów. Blanche powinna urodzić się Lwiątkiem. Była równie groźna, krwiożercza i lekkomyślna, jak reszta tego rodu. Pędziła w stronę zdobyczy, szczerząc zęby i w najmniej oczekiwanym momencie wpadała w pułapkę łowcy. Wystarczyło tylko wiedzieć, gdzie należy ją umieścić.