KILKA MINUT PO PÓŁNOCY
Elijah siedział przy palenisku w swojej komnacie w Evenfall Hall. Patrzył w płomienie, przypomniał sobie jak pewnego razu w Braavos spotkał czerwonego kapłana, który potrafił przewidzieć w taki sposób przyszłość, jednak Elijah nic nie widział. Nie musiał znać przyszłości aby wiedzieć co się dzisiaj stanie. Drzwi jego komnaty uchyliły się. Elijah usłyszał swojego żołnierza mówiącego cicho:
- Panie, już czas.- Wszyscy na pozycjach?- Tak, Książę.Elijah wstał. Wyciągnął swoje ostrza z pochew i ruszył w kierunku drzwi.
- Najpierw syn, potem staruszek.- Tak jestPrzed drzwiami czekało dziesięciu ludzi uzbrojonych w kusze. Wszyscy ruszyli w stronę komnaty dziedzica Tarth. Na korytarzach zamkowych panował półmrok. Przez nieliczne okna wpadało światło księżyca. Buty żołnierzy stukały o kamienną posadzkę. Elijah nie dbał już o hałas. Teraz już nie musieli zachowywać dyskrecji.
Oddział Księcia wkroczył na niewielki hol. Z innego korytarza wyszedł nocny strażnik.
- Książę? Co tu robisz o tej porze? - Zapytał strażnik ze zdziwioną miną.
Elijah idąc dalej z żołnierzami pstryknął palcami i wskazał na strażnika palcem. Sekundę później leżał na ziemi z bełtem w szyi.
Dornijczycy weszli do innego korytarza. Kilka metrów przed nimi stało dwóch gwardzistów z halabardami. Pilnowali komnaty syna Lorda Tarth. Elijah wykonał gest ręką. Kusznicy ustawili się w dwóch rzędach, pierwszy rząd ukląkł. W następnej chwili rozległ się dźwięk świszczących bełtów. Gwardziści nie mieli się za czym schować. Zbroje im nie pomogły, szczególnie z takiej odległości.
- Wy czterej - zostajecie tu. - Elijah wskazał na czterech kuszników
- Pilnować go i zabijać każdego, kto się zbliżyŻołnierze kiwnęli głowami. Elijah skierował się dalej z szóstką kuszników. Szli w stronę komnaty Lorda Tarth. Korytarz był tym razem dobrze oświetlony i szerszy niż ten przed komnatą syna. Czterech gwardzistów od razu zauważyło zbliżających się dornijczyków.
Chwycili za miecze. Znów rozległy się świsty bełtów, jednak ci strażnicy mieli tarcze, które dobrze wykorzystali. Jeden dostał tylko w nogę i przewrócił się. Pozostali rzucili się z krzykiem na oddział Elijah. Kusze padły na ziemię. Dornijczycy chwycili za swoje klingi. Elijah chciał wykorzystać małą mobilność przeciwników. Stal zabrzmiała w zamku. Jeden z gwardzistów zamachnął się na Księcia, lecz ten z łatwością się uchylił, zrobił błyskawiczny krok do przodu i przebił mu szyję jednym ze swoich ostrzy. Krew bryznęła. Podłoga się zaczerwieniła. Oprócz gwardzistów na ziemi leżało też dwoje Dornijczyków. Na zewnątrz wybiegł Lord Tarth z mieczem w rękach.
- Proszę wracać do środka, mamy pewną sprawę do omówienia. - Po czym Elijah skierował się w stronę Lorda. Ten na widok przewagi liczebnej wroga, opuścił miecz. Weszli do środka z dwoma ludźmi. Dwóch zostało na zewnątrz.
Lord Tarth usiadł na łóżku bez słowa. Elijah odgarnął włosy z oczu. Wytarł małą plamę krwi z policzka, po czym usiadł na jednym z ciężkich krzeseł.
- Nie płyniemy na Estermont - Elijah spojrzał na Tartha z uśmiechem.
- Twoi ludzie maja zostać na wyspie. Tymczasowo będę trzymał twojego syna abyś nie zrobił nic głupiego. Oczywiście zwrócę ci go po upadku Jeleni. Prawdopodobnie prowadzą go już na statek. Popłynie do Wyl skąd będziesz mógł go odebrać po wszystkim. Jeśli usłyszę o jakichkolwiek ruchach twoich wojsk to chyba nie muszę cię uświadamiać co się z nim stanie?