by Jarger Crakehall Sro Kwi 08, 2015 11:41 pm
W momencie, gdy tylko drzwi od Karczmy się zamknęły złapałem za ramię Visenya karząc jej szybko prowadzić. Co prawda byłem gotów na protesty, lecz już czułem w powietrzu co, może się święcić. Nie miałem tylko pojęcia po kogo mogli zostać nasłani bandyci, mordercy bądź najemnicy. Było ich pięciu przynajmniej, a nawet półgłówek z wioski wiedział, że jest to liczba niezbyt przychylna dla każdego wojownika.
Prowadzony już ciemnymi uliczkami szybkim krokiem przemierzaliśmy kolejne płyty kamienne bądź kamienne łby, lecz wiedziałem, że jest to próba daremna. Praktycznie nie rozmawialiśmy. Jedynym warunkiem uniknięcia nieszczęścia było dodarcie do domu, gdzie byli jej ludzie, lecz nigdy nie jest tak przyjemnie. Widząc trzy zakapturzone postacie w płaszczach odgradzające ulicę przed nami bez zastanowienia popchnąłem Visenę w boczną nieco przyciasną boczną uliczkę. Co prawda włożyłem w to, może nieco za dużo siły bo biedaczka chyba się prawie wywróciła, lecz nie miałem czasu na takie ceregiele. Tajemniczy jegomościowie zbliżali się wolno. Widać było, że nie są to amatorzy. Zatrzymując się jakieś dwa metry ode mnie dobyli mieczy i bez słowa stali. Sam powoli z głośnym sykiem wyciągnąłem swoje ostrze z jaszczura.
Przyjąłem momentalnie pozycję obronną wznosząc miecz i oczekując ataku. Sekundy ciągnęły się nieubłaganie. W pewnym momencie rzucili się na mnie wszyscy w jeden chwili. Przed dwoma ciosami uchyliłem się, a pozostałe trzy sparowałem swoim sporym mieczem, którym władałem więcej niż wprawnie. Nie czekając na ich kolejny ruch ruszyłem do ataku próbując przejąć inicjatywę. Klingi mieczy migały niczym świetliste smugi w coraz to bardziej pogrążającym się w ciemnościach ulicach, a ich zetknięcia zawodziły niczym odgłos potępionych. Straży nie było nigdzie w okolicy widać co było dla mnie jeszcze wygodniejsze. Czułem z każdym machnięciem miecza jak coraz więcej kropel potu występuje na moim ciele, lecz nie przeszkadzało mi to. Po czasie jaki spędziłem na okręcie ruch sprawił mi ogromną przyjemność.
Wymiana ciosów trwała w najlepsze mimo iż wydawało się, że upłynęły godziny od rozpoczęcia starcia prawda była niezwykle trywialna było to zaledwie kilka minut. Po chwili jeden coś się zmieniło. Jeden z przeciwników upadł na kolana drąc się niczym byłby odzierany ze skóry. Osoby postronne dopiero po chwili mogłyby dostrzec, że trzyma się za kikut przedramienia, z którego ciekła niemalże rytmicznie krew zalewając bruk i zmieniając jego kolorystykę na karmazynową. Po chwili z kotłowiska walki wypadł kolejny przeciwnik, który uderzył plecami o ścianę trzymając się za brzuch z którego z wolna zaczęły wypływać przecięte flaki. Dało się rozróżnić poszczególne jelita, czy nawet wątrobę. Wiadome było, że cios zadany prze zemnie był mocno sadystyczny. Facet wiedział, że umiera, a śmierć czekała go długa i powolna.
Widząc to ich towarzysze jednak nie wycofali się, a wręcz przeciwnie zaatakowali ze zwiększoną furią co poskutkowało zadaniem mi płytkiego ciosu w odsłonięte miejsce z prawego boku. Rzecz jasna nie specjalnie się tym przejąłem. Bo rana była płytka mimo obfitego krwawienia żaden z mięśni nie został uszkodzony. Cięcie również i mi się przysłużyło powodując zwiększenie adrenaliny we krwi. Momentalnie zemściłem się na przeciwniku, który cios zadał odrąbując mu brutalnie głowę, która potoczyła się w dół ulicy, a truchło padło niedaleko Viseny oblewając ją sikającą z szyi krwią.
Nie miałem czasu się przejmować tym detalem i skupiłem się na pozostałych dwóch przeciwnikach. Parada, unik i kontruderzenie . To było praktycznie wszystko co robiłem. Schemat był skuteczny i możliwości jego zmiany gigantyczna, wiec nie dało się przewidzieć jego następstwa.
Przed ostatni z przeciwników padł w momencie, gdy bestialsko jednym silnym ciosem odciąłem mu nogę na wysokości kolana na koniec z rozmachem dobijając ciosem prosto w serce. Widząc to ostatni z bandy czym prędzej uciekł nie chowając nawet miecza.
Dysząc ciężko oparłem się o zimną kamienną ścianę i schowałem miecz do pochwy by następnie sprawdzić miejsce, gdzie miałem ranę. Na dłoni, którą ją namacałem była krew. Zakląłem pod nosem - Radzę pójść czym prędzej do proponowanego lokum. Bo wątpie bym taki numer odwalił ponownie. W każdym razie nie bez obiadu i porządnego snu. -