by Victor Lothston Pon Kwi 06, 2015 8:08 pm
Komnata Lady Nellyii Mormont
Tak pachnie stracenie, oto woń palącego się domu, zapach bólu i trwogi. Tak brzmi strach, uderzenia stali o siebie, twardy rozkaz, krzyk i prychanie koni. Tak płyną rzeki, małe źródła z piersi wojów, łączą się w spójną rzekę, której nurt ciągnie za sobą szkarłat krwi. , takie myśli przechodziły młodej Lady Mormont do głowy. Mąciły one jej zdrowy rozum, rozkazywały płakać, nie pozostawiały w niej ani skrawka, skrawka o wadze piór, nadziei.
Podstępny wiatr grał na burzy w jej sercu. Siedziała jak na szpilkach w komnacie, jej ciało drżało. Była sama, sama niewinna niewiasta, podczas oblężenia wyspy. Łzy same spadały jej do szarobłękitnych oczu. We wszelkiej rzeczy widziała wroga. Potencjalnego mordercę.
Spowita łzami zaczęła ubierać swoją suknie. Palce plątały się jej, raz o materiał, raz o materiał z którego uszyto śnieżnobiałą suknie. Krew na niej będzie nadzwyczaj wyraźna , myślała kiedy suknia była już w okolicach pasa. Chciała zabrać głęboki oddech, lecz jej gorset na to nie zezwolił.
Ubrana w białą suknie, wyciągnęła ze szkatułki kolie z pereł. Założyła ją bez namysłu, tak samo zrobiła z kolczykami. Po krótkiej chwili trzymała grzebień w ręce, utrzymała go za ledwie parę sekund i już wypadł z jej drżącej dłoni. Nellya schyliła się po ten mały przedmiot. Cała w strachu zaczęła czesać swoje długie i gęste włosy. Tak jak ten grzebień gładko wchodzi w moje włosy, tak i miecz jednego z żelaznych wejdzie w moje ciało. , pomyślała. Podzieliła włosy na trzy kosmyki i zaczęła je zaplatać, Jeśli dzisiejszy dzień, ma być bez jutra, to moją powinnością jest odejść jak dama. Usiadła na łożu, czekała na śmierć.
Autor: Nellya Mormont