by William Hawke Sro Lut 25, 2015 6:45 pm
Jesień, 23 stycznia 282AL, popołudnie
William wraz z Blanche wszedł wolnym krokiem na plac treningowy. Na zamku przebrał siew swój najlepszy wams koloru morskiego z herbem wyszywanym złotą nicią. Miał też długi podbity futrem płaszcz. Do pasa był przypięty ceremonialny miecz. Nie nadawał się za bardzo do walki, był za ciężki by sprawnie nim władać jednak liczne ozdoby i pozłacana głownia nadawała lordowi dostojności, a o to w tej chwili chodziło. Wspólnie weszli na podwyższenie ustawione na środku placu. Zazwyczaj służyło ono do publicznego wykonywania wyroków jednak dziś miało posłużyć nieco bardziej zaszczytnemu celowi. Poza Blanche, Elbereth i Williamem na podwyższeniu stała też część jego gwardii ubrana w stroje z wyszytym herbem Manderlych. Wejścia na podwyższenie pilnowali Jot i Wym. Rolf stał za plecami Willa i sióstr pozostali stali przy krawędziach podwyższenia. Tymczasem oficerowie oraz wielu członków straży Białego Portu zebrało się na placu. Dowódcy ustawili swoje oddziały w równych szeregach. Sami żołnierze mieli wypolerowaną broń, czyste buty i odpowiednio zapięte części ekwipunku. Wszyscy wiedzieli, że stanie się coś ważnego tym bardziej, ze ostatnia obecność Belicho praktycznie cały czas w otoczeniu straży nasiliła plotki. W utrzymaniu tajemnicy nie pomógł też Lars, widocznie wściekły z zaistniałej sytuacji. Stał właśnie naburmuszony w jednym z pierwszych szeregów wraz ze swoimi ludźmi, którzy wyglądali na wyraźnie zmęczonych. Mistrz musztry wyraźnie ich "przećwiczył". Z boku stała też grupka rycerzy domowych, na tą okazję w wypolerowanych pancerzach i mieczami paradnymi przy pasach. Między nimi był też Edmyn "Edryk", który w ćwiekowanej choć doczyszczonej zbroi stał z zniecierpliwionym wyrazem twarzy co jakiś czas spoglądając w kierunku Elbereth. W końcu jednak wszyscy się zebrali i William przemówił. Lordowie z rodziny Manderlych w erze Świtu bronili ujścia Manderu ciesząc się sławą, bogactwem i potęgą. W naszych żyłach płynęła szlachetna krew pierwszych ludzi w tym samego króla Gartha Zielonorękiego. Jednak przed wiekami opuściliśmy Reach i przywędrowaliśmy tutaj. Budując Biały Port porzuciliśmy Mander jednak nie zapomnieliśmy o swoim dziedzictwie. Tak jak i z radością podjęliśmy nowy obowiązek. Bronimy Białego Noża i bronimy Północy. I jesteśmy z tego dumni! Łączymy w sobie ogień i lód połączyliśmy Północ i Południe. Znamy zarówno zimę jak i lato. To nasza tradycja, to nasze dziedzictwo. Jednak to wszystko nie byłoby możliwe bez Was! Bez wiernych i lojalnych ludzi, broniących bram Białego Portu. Bez wytchnienia walczących za mieszkające na Północy rodziny. Wasze dokonania przynoszą nam chlubę i dumę. Tak więc postanowiłem podkreślić Wasze wszystkie zalety. Gdy byłem w królewskiej przystani wiele lat temu widziałem Złote Płaszcze. Gdy byłem w niej kilka dni temu ich miejsce zajęła Złota Kompania. Złoto, złoto... Tak cenne i pożądane. Jednak są rzeczy warte więcej niż całe złoto Casterly Rock. To Honor, duma, odwaga i poświecenie. A wszystkie te rzeczy reprezentujecie Wy i reprezentować będzie biel waszych płaszczy. Od dziś będziecie nosić miano Białych Płaszczy. W związku z tym ogłaszam co następuje. Dowódcą został Ser Belicho. I to On poprowadzi dalszą część ceremonii. Belicho jako jedyny był od początku ubrany w lśniącą zbroję i narzuconym na nią białym kaftanem i przypiętym białym płaszczem. Odebrał On nową przysięgę od oficerów, po czym kilku giermków wyszło z jednego z budynków niosąc białe płaszcze, które odbierał i przypinał oficerom Belicho. Następnie oficerowi, którzy już wcześniej byli poinformowani o tym co się będzie dziać zaczęli odbierać przysięgi od zwykłych strażników. Tymczasem Belicho podszedł do zgromadzonych rycerzy i Edryka. Białe Płaszcze muszą też chronić tereny wykraczające poza mury tego miasta. Nowe wioski i osady wymagają ochrony, podobnie jak nasza linia brzegowa. Mianuję Was Kapitanami i każdy z Was otrzyma ludzi i sprzęt i zacznie patrolować okolicę. Szczegóły poznacie później. A teraz złóżcie przysięgę na wierność Manderlym oraz Białemu Portowi. Gdy przysięga została złożona słudzy i służki zajęły się przypinaniem płaszczy rycerzom. Służka Elbereth, która zgodziła się pomóc w ceremonii dziwnym trafem trafiła na Edmyna. Ceremonia powoli się kończyła i żołnierze oraz oficerowie ruszali w kierunku baraków gdzie miała sie odbyć skromna uczta z ale i mięsiwem dla żołnierzy. William nie zamierzał brać w niej udziału. To był dzień Belicho i to On musiał zżyć się ze swoimi ludźmi. Sam wraz z Blanche i Elbereth szykował się do powrotu do zamku.