Jesień, 22 lutego, 282AL
Wojna trwała... Nędzni Południowcy, których przed laty przyjął ród Starków i dał im ziemię, zbuntowali się przeciwko ich prawowitym władcą. Północ jest podzielona, jedni przyłączyli się do zdradzieckich Manderlych, a drudzy opowiedzieli się w obronie ich prawowitego seniora. I jeszcze ten Greyjoy który ostatnio przemaszerowywał tędy ze swoją armią. Wioski i pola są palone i grabione, biedny i bezbronni chłopi giną a ich żony i córki są gwałcone, po czym również zabijane lub brane w niewole. Wielu ludzi ma tego dość i zbija się w niewielkie grupki, po czym chowa po Wilczym Lesie. Przemarsz wojsk Lorda Greyjoy'a wyrządził więcej krzywd niż trwająca jakiś czas wojna. Problem stanowią także złamani... Na których właśnie Eddard się natknął. Całą wojnę przesiedział w Wilczym Lesie, ukrywając się i polując. Bycie Starkiem w tych czasach jest nadzwyczaj niebezpieczne. Ostatnio spotkał kilku ludzi, z którymi stworzyli grupę, by łatwiej było przeżyć. Wśród nich był sir Jon z Gulltown, brat rycerza na włościach u Lorda Graftona, jest już dawno po 30-stce, uciekł z rodzinnego miasta po tym jak odkryto jego romans z żoną pewnego bogatego kupca; Jego giermek, młodziutki ale z wojowniczym usposobieniem Condel; Stary, jednooki drwal Stary Bronn, oraz jego wysoki i potężnie zbudowany syn, również drwal, Duży Bronn; Piękna i wojownicza łowczyni Arya z Wilczego Lasu; Oraz Syemon Skald, bard z Castamere, podróżujący po świecie, dobrze obeznany z mieczem w ręku i każący się nazywać skaldem, nie bardem. Szli właśnie polną ścieżką, przez gąszcze Wilczego Lasu. Duży i Stary Bronn nieśli upolowaną sarnę. Natknęli się na oddział dezerterów, liczący tuzin lekko wyposażonych pieszych wojów w białych strojach, ale z wyciętymi godłami. Sądząc po białym kolorze, pewnie to ludzie Cerwyna, lub ewentualnie Manderlych. Banda Neda staneła naprzeciw złamanych, obaj Bronnowie położyli sarnę na ziemi i razem z resztą dobyli broni. Tak samo uczynili dezerterzy. Ich "herszt" wyszedł do przodu, tak samo zrobił Ned, chowając miecz do pochwy.
-Proszę proszę, mamy gości! Jakieś znajdy nam się napatoczyły panowie! - zaczął przywódca złamanych. - Oddajcie nam wszystkie wasze kosztowności i to zwierze a pozwolimy wam odejść cało i zdrowo.
Nagle z gęstwiny lasu wyskoczył wilkor.
Łowca... Olbrzymi stwór stanął dumnie obok swego pana i wyszczerzył kły, zastraszając tym samym wrogów, którzy pierwszy raz w życiu widzieli tak dużego wilka.
-
Spokojnie, przyjacielu. Nie szukamy zwady. Zbieramy ludzi, może chcielibyście do nas dołączyć? Wojna to istna uczta dla "wron". Ale osobno nie możemy nic zdziałać, dopiero jak się złączymy będziemy prawdziwym koszmarem dla każdej ze stron tej wojny. Chcemy zebrać złamanych, rycerzy, panów ziemskich i chłopów z Wilczego Lasu i okolic i zostać banitami. Będziemy napadać na tabory z zaopatrzeniem i polować na patrole wrogów. Będziemy się ukrywać przed armiami Lordów w lasach, górach i jaskiniach. Będziemy niczym duchy, będziemy ich zabijać, ale oni już nas nie, ponieważ nas nie znajdą, a tego czego się nie dosięga mieczem czy strzałą nie da się zabić... Więc pytam... Czy dołączycie do mnie i mych kompanów, a potem razem z nami będziecie przekonywać innych? Czy staniecie z nami przeciw okrutnym i bogatym Lordom, których nie interesuje zwykły szary człowiek? Jeśli tak, to możecie śmiało nazwać się Banitami z Wilczego Lasu.Popatrzył dumnie i hardo na przywódcę złamanych i uśmiechnął się lekko. Pogłaskał Łowcę po pysku i czekał na odpowiedź dezerterów.