Uliczki Białego Portu jak zwykle tętniły życiem. Marien właśnie trafiła na dość nieprzyjemną dzielnicę, w której to zgromadziła się ta najbardziej podejrzana grupa mieszkańców miasta. Nie brakowało tu oczywiście wielu wyciągniętych rąk skierowanych w kierunku dziewczyny z prośbą o pomoc czy też wsparcie. Nagle z jednego z domów, który wydawał się być w opłakanym stanie, wychynął starszy mężczyzna z rękoma podniesionymi do góry. Zaczął przeraźliwie krzyczeć i przeklinać zarówno starych, jak i nowych bogów. Z wrzasku jednak dało się wyłapać kilka zdań.
-Przeklęci niech będą bogowie, którzy zesłali na moje dziecko tą potworną zarazę! Czy nie ma tu nikogo, kto mógłby ulżyć mej córce w cierpieniu? Czy naprawdę nikt nam nie pomoże?!
-Przeklęci niech będą bogowie, którzy zesłali na moje dziecko tą potworną zarazę! Czy nie ma tu nikogo, kto mógłby ulżyć mej córce w cierpieniu? Czy naprawdę nikt nam nie pomoże?!