Kości olbrzymiego morskiego stworzenia, wedle podań wyspiarzy morskiego smoka, które spoczywają na niewielkiej wysepce zwanej wzgórzem Naggi. Smok wedle legendy miał zostać zabity przez Szarego Króla jeszcze w Erze Bohaterów. Nieważne jak było naprawdę, kości leżą sobie i od lat wykorzystywane są w charakterze świętego miejsca gdzie odbywają się Królewskie Wiece. Ponadto wszelkie sprawy które wymagają decyzji Utopionych Kapłanów jako całości odbywają się właśnie tutaj.
Kości Naggi (Stara Wyk)
Eryk Greyjoy- Liczba postów : 257
Join date : 29/05/2014
Skąd : Pyke
- Post n°2
Re: Kości Naggi (Stara Wyk)
Lato, 9 Lipca, 362 AL
Był wczesny ranek, słońce nie zdążyło nawet wzejść. Tymczasem na Starej Wyk już panowało zamieszanie, spowodowane nagłym zjazdem Utopionych Kapłanów - niemalże po jednym z każdej Wyspy (z Wielkiej Wyk przybyło aż 5, ze względu na rozmiary a jako delegację starej Wyk wybrano 3 najstarszych kapłanów W OGÓLE). Wedle pogłosek, zostali oni zebrani przez powszechnie szanowanego kapłana zwanego Kajafaszem. Pogłoski powiadały także, że nie było to jego prawdziwe imię, a imię które otrzymał od samego Utopionego podczas wizyty w podwodnych salach. Jednakże plotkarze, nieważne - plebejscy czy szlacheccy, nie mieli wstępu na obrady, boleśnie przegonieni kosturami duchowych pasterzy.
Łysy, odziany w utrzymane w kolorze brudnej zieleni szaty mężczyzna siedział na skalistej ziemi która stanowiła brzeg pagórka Naggi. Wpatrywał się w wodę, tak jak miał to w zwyczaju robić co dzień. Jednak teraz dzień był ważniejszy, bowiem jeden z synów lorda Greyjoy'a, Eryk zwany przez kapłanów Erykiem Zelotą, zdecydował się na ucieczkę z Wysp, by uchronić życie przed Zarazą. Rada, którą zwołał Kajafasz miała służyć właśnie omówieniu sposobu, w jaki kapłani jako ogół zareagują na ową "emigrację". Obok łysego kapłana, na piasku spoczywał długi, powykręcany kostur z morskiego drewna. Zakończony był "kulką", z której wystawały ostre kolce (drewniane, prawdopodobnie pozostałości korzenia)...
-Kajafaszu, rada na ciebie czeka. Utopieni, kapłani których kazałeś zwołać- bardzo wysoki głos przerwał medytację. Był to Annasz, wyjątkowo irytujący kapłan z Harlaw. Był on niskim facetem po trzydziestce, obdarzonym już bujną brodą mieszającą się z rozrośniętą czupryną. Była ona szara,co tylko dowodziło czystości rasowej irytującego pasterza. Kajafasz wstał, i bez słowa skłonił się - jednocześnie okazując szacunek rozmówcy i podnosząc swój kostur. Gdy już chwycił go w rękę, zaczął, również bez słowa posuwać się w stronę zebranych w kręgu 12 kapłanów. Dookoła nich rozciągały się monstrualne szczątki morskiego smoka, Naggi. W samym środku, w miejscu gdzie niegdyś stał tron Szarego Króla, utopieni rozpalili ognisko. Zbieranina wyglądała dość standardowo, jak na kapłanów.
-Panowie,- zaczął Kajafasz swoim basowym głosem, wchodząc w środek kręgu - wszyscy wiemy po co tu jesteśmy, gdyż opowiadałem wam to, gdy was tutaj ściągałem. - powiedział krótko, i w odpowiedzi usłyszał potwierdzający pomruk towarzyszy.
-Nie mamy dużo czasu, ale spory problem... nasz najwyższy stronnik na dworze, ma zamiar odejść z Wysp. Jak zapewne rozumiecie, w trosce o jego sumienie, a także nasze wpływy, nie możemy do tego dopuścić...- nienaturalne dla siebie, rozbudowane zdanie wypowiedział Kajafasz. Chwile potem wśród kleru rozgorzały ostre rozmowy, z których nie dało się za dużo wysłyszeć. Z tłumu wybił się głos Annasza, piskliwego jak zwykle. -Ucieka przed zarazą, nie dziwne. Zawsze się tego bał... ale wyleczyć nie damy rady, sam próbowałem!- zachwalił swoje umiejętności niski kapłan. Eyck z Wielkiej Wyk zawtórował mu. Oboje byli szkoleni w medycynie. Ja ten czas spędziłem pobożnie, na statku. - pomyślał łysy kapłan.
Vargo ze Starej Wyk, zasuszony starzec odziany w wyliniałą skórę, także poddał swoje propozycje. -Zatrzymać go trzeba, w zamku zamknąć! Albo łódeczkę zatopić! Za moich czasów nikt by się nie sprzeciwił...- i zaczął narzekać, jak to starsi ludzie mają w zwyczaju. O dziwo, nie tylko pozostali starcy ze Starej Wyk poparli go. Eyck, a także Corwyn (blondwłosy Utopiony, w poprzednim "wcieleniu" był kupcem z Lannisportu) głośno wyrazili poparcie dla pomysłów korzystających z siły fizycznej. W końcu gwar stał się nie do wytrzymania, i zaczął bardziej przypominać targowisko niż poważne narady. -Cisza! Potrzebujemy bardziej... pokojowego rozwiązania, dla naszych problemów...- powiedział coraz bardziej cichnąc, łysy kapłan.
-To co my zrobimy, z tym Erykiem Zelotą? Nie możemy go stracić, nie wystawić na żer. Wyobraź sobie Kajafaszu, co mogliby z nim zrobić septoni! Nie możemy do tego dopuścić...- Annasz ponowie wyłamał się z tłumu. Kajafasz nie powiedział nic, tylko mierzył rozmówcę wzrokiem. Pozostali także patrzyli na Annasza, z wzrokiem mówiącym mniej więcej - "To może masz jakiś pomysł, fujaro?". W końcu się przełamał.
-Może by tak, no wiecie... pozwolić mu wypłynąć, ale nie samemu... no wiecie o co mi chodzi...- niski kapłan zaczął się plątać, ale podrzucił niezły pomysł swojemu łysemu rozmówcy. Ów rozmówca ponaglił go gestem.
-Posłać jakichś kapłanów na statek, wraz z nim. Tylko kto się pisze na taką niebezpieczną wędrówkę, z dala od Wysp? Kto byłby na tyle głupi i nierozważny?- Annasz stał się znacznie śmielszy, i teraz oskarżającym wzrokiem patrzył się na towarzyszy. Ci swoim wzrokiem, pełnym zrozumienia i pochwały, patrzyli na Kajafasza. Łysy kapłan położył dłoń na ramieniu Annasza, i szepnął mu do ucha.
-Pakuj się, wypływamy jeszcze dzisiaj...- te słowa na zawsze wyryły się w pamięci niższego z utopionych.
|
|