Daemon wstał wczesnym rankiem i zajął się przygotowaniami do najważniejszej w tym momencie rzeczy. Z radością wysłuchał raportu Martina o fenomenalnej nocnej akcji, po czym dał mu kolejne, ale tym razem krótkie zadanie. Przejrzał jeszcze szybko wszystkie książki, które zgromadził, a na koniec zaczytał się na godzinę w rozdziale o wykluwaniu smoków z tomu, który dostał od Lorda Greyjoya. Dobrze, że Wyspiarz nie znał Valyriańskiego... To dzieło było bezcenne! Na koniec wybłagał od siostry... flakonik krwi i udał się do lochów.
Na najniższym poziomie, w największej celi, strzeżonej tylko przez najbardziej zaufanych i najwierniejszych ludzi Kompanii, czekali dwaj stryjowie Odyna Targaryena... Czerwone Smoki były nieprzytomne, w końcu cierpienie nie było wymagane... tylko krew. Daemon sprowadził też swoją ciotkę, która wiedziała co się święci. Siostra nie powinna raczej wiedzieć, jak odratowują smoczą rasę. Przy okazji oznajmił Visenyi co postanowił Ordo Lannister. Po tym wziął dwa odnalezione w stolicy smocze jaja i położył przy stosie zbudowanym dla Targaryenów. Jedno z nich oblał krwią siostry, którą miał we flakoniku, a drugie własną, z rozciętej dłoni. Po tym machnął ręką w stronę stosu, krople krwi upadły na drewno, które stanęło w płomieniach. Dobrze było poznać sztuczki tych cholernych kapłanów. Smok cofnął się i stanął obok ciotki, starając się wyuczoną sztuką trzymać płomienie w ryzach. Stosy nie były na tyle duże, żeby zagrozić pożarem, ale wolał nie ryzykować. W pomieszczeni stały też dwa wiadra z wodą, a na korytarzu kilka kolejnych.
W końcu ogień sięgnął związanych mężczyzn, których ubrania i włosy szybko się zajęły. Jeden z nich został znieczulony dobrze... drugi natomiast obudził się, by wydać krótki okrzyk bólu tuż przed śmiercią. Ogień rozbłysł wtedy jaśniej i mocniej, aby po chwili wypalić się i zgasnąć. Daemon odganiając ręką dym wkroczył w pozostałości stosu, które wciąż żarzyły się w niektórych miejscach, za nim kroczyła Visenya. Pośród czarnych kłębów usłyszał cichy pisk, skierował się w tamtą stronę i oniemiały uklęknął przed istotą, której nie widziano na świecie od tylu lat. Czarny smok był prawie rozmiarów kota. Kiedy Dae wyciągnął rękę w jego stronę, bestia otarła się o nią głową, po czym wspięła po ręce i przysiadła mu na ramieniu. Zauważył, że druga bestia już dobrała się do jego ciotki.
- Udało się Visenyo. Chodźmy przekazać Saphi i reszcie naszych ludzi szczęśliwą nowinę.
Na najniższym poziomie, w największej celi, strzeżonej tylko przez najbardziej zaufanych i najwierniejszych ludzi Kompanii, czekali dwaj stryjowie Odyna Targaryena... Czerwone Smoki były nieprzytomne, w końcu cierpienie nie było wymagane... tylko krew. Daemon sprowadził też swoją ciotkę, która wiedziała co się święci. Siostra nie powinna raczej wiedzieć, jak odratowują smoczą rasę. Przy okazji oznajmił Visenyi co postanowił Ordo Lannister. Po tym wziął dwa odnalezione w stolicy smocze jaja i położył przy stosie zbudowanym dla Targaryenów. Jedno z nich oblał krwią siostry, którą miał we flakoniku, a drugie własną, z rozciętej dłoni. Po tym machnął ręką w stronę stosu, krople krwi upadły na drewno, które stanęło w płomieniach. Dobrze było poznać sztuczki tych cholernych kapłanów. Smok cofnął się i stanął obok ciotki, starając się wyuczoną sztuką trzymać płomienie w ryzach. Stosy nie były na tyle duże, żeby zagrozić pożarem, ale wolał nie ryzykować. W pomieszczeni stały też dwa wiadra z wodą, a na korytarzu kilka kolejnych.
W końcu ogień sięgnął związanych mężczyzn, których ubrania i włosy szybko się zajęły. Jeden z nich został znieczulony dobrze... drugi natomiast obudził się, by wydać krótki okrzyk bólu tuż przed śmiercią. Ogień rozbłysł wtedy jaśniej i mocniej, aby po chwili wypalić się i zgasnąć. Daemon odganiając ręką dym wkroczył w pozostałości stosu, które wciąż żarzyły się w niektórych miejscach, za nim kroczyła Visenya. Pośród czarnych kłębów usłyszał cichy pisk, skierował się w tamtą stronę i oniemiały uklęknął przed istotą, której nie widziano na świecie od tylu lat. Czarny smok był prawie rozmiarów kota. Kiedy Dae wyciągnął rękę w jego stronę, bestia otarła się o nią głową, po czym wspięła po ręce i przysiadła mu na ramieniu. Zauważył, że druga bestia już dobrała się do jego ciotki.
- Udało się Visenyo. Chodźmy przekazać Saphi i reszcie naszych ludzi szczęśliwą nowinę.