11 lipca 362 AC
Posłaniec poprowadził ich w okolice miejsca, gdzie zbuntowani chłopi rozbili swój obóz. Kilkaset metrów od nich znajdowało się kilkanaście namiotów, trochę szałasów. Nic specjalnego. Maszerowali dalej, w szeregu. Gdy obozowisko było już w zasięgu ich łuków, Tyrell nakazał zatrzymać się i ustawić w szeregu. Następnie wraz z pięcioma jeźdźcami ruszył do przodu. Wśród buntowników trwałą krzątanina. Widocznie nie spodziewali się takiej interwencji. Kilkudziesięciu stało i patrzyło się na orszak lorda. Remy zakrzyknął w ich stronę.- Jestem Remy Tyrell, lord Reach. Przybyłem tutaj z wojskami bo tego chcieliście. Zastanówcie się jednak, czy nie warto porozmawiać.
Nie obawiał się ich reakcji. Wojska przybyły raczej w charakterze zastraszenia chłopów, by zmusić ich do rozmowy. A nawet jeżeli by to się nie udało, to znajdował się na tyle daleko od buntowników, że strzały, wypuszczone przez ich myśliwskie łuki, nie miały szans przebić zbroi.