Godność postaci:Roland Greyjoy
Wiek:30
Miejsce urodzenia:Żelazne Wyspy
Stanowisko:Admirał Żelaznej Floty
Ród:Greyjoy
Wygląd: Wysoki mężczyzna, ma około 1,90m wzrostu. Bardzo szerokie i dobrze zbudowane barki zasłania wilcze futro, w które ubrany jest powyżej pasa. Pod nim znajduje się skórzana zbroja, a ostatnią warstwę ochronną stanowi kolczuga.
Ma on długie włosy, które opadają mu aż na ramiona. Na jego brodzie widać krótką, często przycinaną bródkę. Wielu ludzi dziwi fakt, iż czarnowłosy ma brązową brodę.
W jego pochwie, która przypięta jest do pasa, spoczywa długi półtorak, wykonany ze stali.
Pod futrem, na prawym ramieniu, ma nałożony mały kołczan na noże. Znajdują się w nim trzy sztylety, jeden o długości piętnastu centymetrów, i dwa o długości dziesięciu.
Historia:
Roland urodził się na Żelaznych Wyspów, pochodził z rodziny Greyjoy, którzy zajmowali się handlem morskim. Podczas pewnej wyprawy kupieckiej został przechwycony przez łowców niewolników. Miał zaledwie sześć lat. Wszystkich porwanych dosyć szybko sprzedano, ale chłopaka nikt nie chciał kupić.
Handlarze niewolników czekali na okazje, ale po paru miesiącach statek przechwycili piraci. Nie należeli do żadnego większego ugrupowania, podróżowali sami, a mimo to poradzili sobie ze sporym okrętem handlarzy.
Roland miał sporo szczęścia. Stary wilk morski, Kapitan Hordin, przygarnął go. Od tamtego momentu chłopak przez kolejne lata służył na statku.
Minęło dwanaście lat, Roland miał już za sobą osiemnaście wiosen. Przyszedł pechowy dzień, bowiem kapitan zmarł w wyniku choroby, i ktoś musiał przejąć dowodzenie na statku.
Wyszedł z kajuty kapitana i ruszył prosto do swoich kilku najbardziej zaufanych ludzi. W sumie z trzydziestoosobowej załogi Rolanda popierało raptem sześć osób.
Przejęcie statku wydawałoby się nie lada zadaniem, ale większość piratów była niezdecydowana. Poza nim na posadę kapitana było trzech innych, którzy już przekrzykiwali się na sterburcie, o to, kto ma zastąpić Hordina. Był to Krzywy Tom, Fabio i Jury. Żadne nie wyróżniał się niczym niezwykłym, ale każdy z nich przekonał do siebie kilka osób.
Brakowało im tylko dwóch rzeczy, które dzielił ich od zostania kapitanem. Były to ambicje i przebiegłość.
-Niech każdy z was weźmie po kuszy, spotkamy się na górnym pokładzie. - Powiedział do swoich towarzyszy, po czym ubrał się i wyszedł na pokład. Większość załogi stała na sterburcie i patrzyła jak Krzywy tom, Jury i Fabio, sprzeczają się o dowodzenie.
Wszyscy trzej zwrócili głowy w kierunku Rolanda, gdy tylko wszedł na pokład.
-A ty młody? Jeszcze się nie wypowiadałeś, prawda? Który z nas powinien zostać kapitanem, no który? - Zapytał Krzywy Tom.
-Oj, młodego w to nie wciągaj stary szczurze. - Burknął Jury.
-A może sam chce zostać kapitanem? - Powiedział Fabio, po czym buchnął śmiechem, a za nim kilku z jego popleczników.
-Zgadłeś. - Powiedział spokojnym głosem Roland. Wszyscy trzej zmrużyli brwi i zapadła niezręczna cisza.
-Żartujesz chyba, za młody jesteś, w dupie byłeś, gówno widziałeś, nie nadajesz się! - Krzyknął Krzywy Tom.
-A kto inny? Przecież nie mam "już" konkurentów. - Powiedziawszy to Roland skinął dłonią, a jego towarzysze wystrzelili z kuszy. Każdy z trzech mężczyzn dostał po dwa razy. Padli martwi na ziemie, a załoga zaniemówiła.
-Jeszcze jacyś kandydaci? Nie? To chyba rozumiecie do kogo teraz macie się zwracać kapitanie. Wyrzucić mi to gówno do wody. - Powiedział wskazując na trzy trupy.
Minęło i następne dziesięć lat, a Roland miał już uzbrojoną po zęby załogę, i reputacje najgroźniejszego pirata na Wąskim Morzu. Pirata, którego twarzy nigdy nikt nie widział. A on sam powoli przymierzał się do powrotu do domu, ze zdobytymi przez siebie informacje. Kilka osób, które porwał, a potem sprzedał, wspomniało, że może on być zaginionym z przed laty synem jednego z Greyjoyów z Żelaznych Wysp. To by tłumaczyło zamiłowanie do morza i umiejętności Rolanda.
Siedział w swojej kajucie, był wieczór i właśnie odbijali od portu w Quarth gdzie sprzedali kilka łupów i kilkoro niewolników. Roland zostawił sobie tylko ładną młodą dziewkę, która rozebrał i przywiązał do ściany w swojej kajucie.
Grał na skrzypcach, pociągając strunę za struną. W końcu jeden z zagranych przez niego dźwięków był na tyle piskliwy, iż dziewka zmrużyła oczy.
-Krzywisz się na moją muzykę!? - Odłożył skrzypce na stolik, po czym zgasił dwie, z trzech świeczek, które oświetlały pomieszczenie. Wyjął swój najkrótszy sztylet i podszedł do dziewki.
-Teraz zawsze będziesz uśmiechnięta. - Powiedział spokojnie, po czym chwycił ją za twarz, i mocno trzymając przejechał jej sztyletem od ucha do ucha.
-Kapitanie, okręt na horyzoncie, chyba galera handlowa! - Krzyknął ktoś z pokładu.
-Oj wybacz, tym razem chyba szybko skończymy zabawę. - Powiedziawszy to wbił dziewczynie sztylet w głowę, a następnie ruszył na pokład.
-Wyrzucie śmieci z mojej kajuty! - Krzyknął przechodząc na przedni pokład.
-Wywiesili pełne żagle, zauważyli nas, cała naprzód!
Zderzyli się ze statkiem, ludzie Rolanda przeskoczyli na jego pokład i w kilka chwil wymordowali dosyć małą obstawę. Wywlekli z kajuty staruszka, który był właścicielem okrętu.
-Powiedz komuś, żeby otworzyli magazyn. - Powiedział twardym tonem do starca.
Po chwili jeden z członków załogi otworzył magazyn pod pokładem, a w nim było pełno ludzi. Kobiety, dzieci, mężczyźni, prawie pięćdziesiąt osób.
-To nie jest kurwa galera handlowa, zabrać wszystkich członków pod pokład.
Piraci wykonali rozkaz swojego kapitana i ciasno upchani niewolnicy byli teraz razem ze swoimi handlarzami.
-Ty, ty powiedziałeś, że to galera handlowa, zapierdalaj pod pokład. - Krzyknął Roland.
-Ale kapitanie, skąd mogłem... -Powiedziałem pod pokład, wrzućcie go! - Piraci wykonali kolejny rozkaz kapitana.
Statki dryfowały blisko siebie, a załoga jaki niewolnicy zamknięci pod pokładem razem z jednym piratem i swoimi panami, nie wiedzieli co zamierza kapitan.
Roland przyniósł sobie swoje skrzypce, oraz kazał swoim ludziom wturlać trzy beczki ze smołą.
-Zalejcie ich smoła i przejdźcie na nasz statek. - Powiedziawszy to zaczął grać na lutni, a załoga przystąpiła do wylewania smoły.
Załoga przeszła na swój statek, Roland wrzucił pochodnię przez kraty, do magazynu. Smoła zaczęła się palić, a w większości byli nią polani gęsto rozstawieni ludzie, którzy po chwili zaczęli wydawać z siebie przeraźliwe odgłosy, które zagłuszały skrzypiącą grę Rolanda na swoim instrumencie.
Po kilku minutach wrócił na swój statek i wyznaczył nowy kurs. Zamierzał wrócić do domu, z którego zabrano go ponad dwadzieścia lat temu, nowym celem załogi były Żelazne Wyspy.
Jak się okazało sława jego pirackich wyczynów dotarła nawet w jego rodzinne strony. Wiele osób było zaskoczonych, że przeżył. Inni zaś chwalili go, iż jako zwykły pirat dorobił się takie rozgłosu.
Przyłączył swój statek do Żelaznej floty. Z początku ciężko było mu i jego ludziom dostosować się do faktu, iż polecenia wydaje ktoś stojący wyżej. Ale gdy tylko się oswoił, był jak ryba w wodzie.
Pewnego razu zorganizował dziesięć drakkarów i wyruszył z nimi do Reach. Wszystko zaplanował, wiedział, że w pewnej wiosce wybuchła epidemia, na którą nikt nie mógł znaleźć lekarstwa, więc odcięto ją od reszty prowincji. Był to łatwy cel, ponieważ w pobliżu było wiele kopalń żelaza, a w wiosce przetapiano je i wykuwano na miejscu miecze lub narzędzia rzemieślnicze.
Wyszli z lasu o świcie, wioska została otoczona ze wszystkich stron. Roland w sumie zgromadził prawie stu ludzi. Jednak wolał nie ryzykować, iż ktoś zostanie zarażony. Zamknął wszystkich mieszkańców w karczmie, która po mimu dwóch pięter, ledwie pomieściła wszystkich mieszkańców.
-Wszystko zabrane, możemy wracać, ale lordowie z Reach mogą odebrać to jako akt agresji. - Powiedział jeden z kapitanów, który przybył razem z Rolandem.
-I wilk syty i owca cała, my mamy nasz łup, i to spory łup, pełno tutaj broni. A oni, mają rozwiązany problem z epidemią. - Gdy skończył mówić, wyjął skrzypce. A ze strony jego załogi posypało się kilka smutnych min. Wszyscy wiedzieli co to oznacza, dla ludzi zamkniętych w karczmie. Chwile później padł rozkaz podpalenia karczmy, a Roland wrócił na statek.
Minęło kilka lat, a jego kariera w Żelaznej Flocie miała błyskawiczny wzrost. Roland został mianowany Admirałem Żelaznej Floty. Od razu usunął kilku niżej postawionych kapitanów, którzy wcześniej mieli do niego jakieś zarzuty. Wprowadził surową dyscyplinę jak na swoim własnym okręcie.
Przypodobał też sobie powiedzonko, "Są równi i równiejsi.", i używał go często gdy ktoś zarzucał mu niesprawiedliwość.
Umiejętności:
-Szermierka
-Gra na skrzypcach
-Tropienie
-Astrologia
-Żegluga
-Czytanie i pisanie
Ekwipunek:
-Skórzana zbroja
-Stalowy półtorak
-Trzy sztylety
-"Skała" - Okręt Rolanda. Duża galera, składająca się z czterech rzędów wioseł, każde obsługują cztery osoby. Jest ona również wyposażona w spory maszt, które bywa bardziej wydajny niż wiosłowanie gdy spotka się sprzyjające wiatry.
Wiek:30
Miejsce urodzenia:Żelazne Wyspy
Stanowisko:Admirał Żelaznej Floty
Ród:Greyjoy
Wygląd: Wysoki mężczyzna, ma około 1,90m wzrostu. Bardzo szerokie i dobrze zbudowane barki zasłania wilcze futro, w które ubrany jest powyżej pasa. Pod nim znajduje się skórzana zbroja, a ostatnią warstwę ochronną stanowi kolczuga.
Ma on długie włosy, które opadają mu aż na ramiona. Na jego brodzie widać krótką, często przycinaną bródkę. Wielu ludzi dziwi fakt, iż czarnowłosy ma brązową brodę.
W jego pochwie, która przypięta jest do pasa, spoczywa długi półtorak, wykonany ze stali.
Pod futrem, na prawym ramieniu, ma nałożony mały kołczan na noże. Znajdują się w nim trzy sztylety, jeden o długości piętnastu centymetrów, i dwa o długości dziesięciu.
Historia:
Roland urodził się na Żelaznych Wyspów, pochodził z rodziny Greyjoy, którzy zajmowali się handlem morskim. Podczas pewnej wyprawy kupieckiej został przechwycony przez łowców niewolników. Miał zaledwie sześć lat. Wszystkich porwanych dosyć szybko sprzedano, ale chłopaka nikt nie chciał kupić.
Handlarze niewolników czekali na okazje, ale po paru miesiącach statek przechwycili piraci. Nie należeli do żadnego większego ugrupowania, podróżowali sami, a mimo to poradzili sobie ze sporym okrętem handlarzy.
Roland miał sporo szczęścia. Stary wilk morski, Kapitan Hordin, przygarnął go. Od tamtego momentu chłopak przez kolejne lata służył na statku.
Minęło dwanaście lat, Roland miał już za sobą osiemnaście wiosen. Przyszedł pechowy dzień, bowiem kapitan zmarł w wyniku choroby, i ktoś musiał przejąć dowodzenie na statku.
Wyszedł z kajuty kapitana i ruszył prosto do swoich kilku najbardziej zaufanych ludzi. W sumie z trzydziestoosobowej załogi Rolanda popierało raptem sześć osób.
Przejęcie statku wydawałoby się nie lada zadaniem, ale większość piratów była niezdecydowana. Poza nim na posadę kapitana było trzech innych, którzy już przekrzykiwali się na sterburcie, o to, kto ma zastąpić Hordina. Był to Krzywy Tom, Fabio i Jury. Żadne nie wyróżniał się niczym niezwykłym, ale każdy z nich przekonał do siebie kilka osób.
Brakowało im tylko dwóch rzeczy, które dzielił ich od zostania kapitanem. Były to ambicje i przebiegłość.
-Niech każdy z was weźmie po kuszy, spotkamy się na górnym pokładzie. - Powiedział do swoich towarzyszy, po czym ubrał się i wyszedł na pokład. Większość załogi stała na sterburcie i patrzyła jak Krzywy tom, Jury i Fabio, sprzeczają się o dowodzenie.
Wszyscy trzej zwrócili głowy w kierunku Rolanda, gdy tylko wszedł na pokład.
-A ty młody? Jeszcze się nie wypowiadałeś, prawda? Który z nas powinien zostać kapitanem, no który? - Zapytał Krzywy Tom.
-Oj, młodego w to nie wciągaj stary szczurze. - Burknął Jury.
-A może sam chce zostać kapitanem? - Powiedział Fabio, po czym buchnął śmiechem, a za nim kilku z jego popleczników.
-Zgadłeś. - Powiedział spokojnym głosem Roland. Wszyscy trzej zmrużyli brwi i zapadła niezręczna cisza.
-Żartujesz chyba, za młody jesteś, w dupie byłeś, gówno widziałeś, nie nadajesz się! - Krzyknął Krzywy Tom.
-A kto inny? Przecież nie mam "już" konkurentów. - Powiedziawszy to Roland skinął dłonią, a jego towarzysze wystrzelili z kuszy. Każdy z trzech mężczyzn dostał po dwa razy. Padli martwi na ziemie, a załoga zaniemówiła.
-Jeszcze jacyś kandydaci? Nie? To chyba rozumiecie do kogo teraz macie się zwracać kapitanie. Wyrzucić mi to gówno do wody. - Powiedział wskazując na trzy trupy.
Minęło i następne dziesięć lat, a Roland miał już uzbrojoną po zęby załogę, i reputacje najgroźniejszego pirata na Wąskim Morzu. Pirata, którego twarzy nigdy nikt nie widział. A on sam powoli przymierzał się do powrotu do domu, ze zdobytymi przez siebie informacje. Kilka osób, które porwał, a potem sprzedał, wspomniało, że może on być zaginionym z przed laty synem jednego z Greyjoyów z Żelaznych Wysp. To by tłumaczyło zamiłowanie do morza i umiejętności Rolanda.
Siedział w swojej kajucie, był wieczór i właśnie odbijali od portu w Quarth gdzie sprzedali kilka łupów i kilkoro niewolników. Roland zostawił sobie tylko ładną młodą dziewkę, która rozebrał i przywiązał do ściany w swojej kajucie.
Grał na skrzypcach, pociągając strunę za struną. W końcu jeden z zagranych przez niego dźwięków był na tyle piskliwy, iż dziewka zmrużyła oczy.
-Krzywisz się na moją muzykę!? - Odłożył skrzypce na stolik, po czym zgasił dwie, z trzech świeczek, które oświetlały pomieszczenie. Wyjął swój najkrótszy sztylet i podszedł do dziewki.
-Teraz zawsze będziesz uśmiechnięta. - Powiedział spokojnie, po czym chwycił ją za twarz, i mocno trzymając przejechał jej sztyletem od ucha do ucha.
-Kapitanie, okręt na horyzoncie, chyba galera handlowa! - Krzyknął ktoś z pokładu.
-Oj wybacz, tym razem chyba szybko skończymy zabawę. - Powiedziawszy to wbił dziewczynie sztylet w głowę, a następnie ruszył na pokład.
-Wyrzucie śmieci z mojej kajuty! - Krzyknął przechodząc na przedni pokład.
-Wywiesili pełne żagle, zauważyli nas, cała naprzód!
Zderzyli się ze statkiem, ludzie Rolanda przeskoczyli na jego pokład i w kilka chwil wymordowali dosyć małą obstawę. Wywlekli z kajuty staruszka, który był właścicielem okrętu.
-Powiedz komuś, żeby otworzyli magazyn. - Powiedział twardym tonem do starca.
Po chwili jeden z członków załogi otworzył magazyn pod pokładem, a w nim było pełno ludzi. Kobiety, dzieci, mężczyźni, prawie pięćdziesiąt osób.
-To nie jest kurwa galera handlowa, zabrać wszystkich członków pod pokład.
Piraci wykonali rozkaz swojego kapitana i ciasno upchani niewolnicy byli teraz razem ze swoimi handlarzami.
-Ty, ty powiedziałeś, że to galera handlowa, zapierdalaj pod pokład. - Krzyknął Roland.
-Ale kapitanie, skąd mogłem... -Powiedziałem pod pokład, wrzućcie go! - Piraci wykonali kolejny rozkaz kapitana.
Statki dryfowały blisko siebie, a załoga jaki niewolnicy zamknięci pod pokładem razem z jednym piratem i swoimi panami, nie wiedzieli co zamierza kapitan.
Roland przyniósł sobie swoje skrzypce, oraz kazał swoim ludziom wturlać trzy beczki ze smołą.
-Zalejcie ich smoła i przejdźcie na nasz statek. - Powiedziawszy to zaczął grać na lutni, a załoga przystąpiła do wylewania smoły.
Załoga przeszła na swój statek, Roland wrzucił pochodnię przez kraty, do magazynu. Smoła zaczęła się palić, a w większości byli nią polani gęsto rozstawieni ludzie, którzy po chwili zaczęli wydawać z siebie przeraźliwe odgłosy, które zagłuszały skrzypiącą grę Rolanda na swoim instrumencie.
Po kilku minutach wrócił na swój statek i wyznaczył nowy kurs. Zamierzał wrócić do domu, z którego zabrano go ponad dwadzieścia lat temu, nowym celem załogi były Żelazne Wyspy.
Jak się okazało sława jego pirackich wyczynów dotarła nawet w jego rodzinne strony. Wiele osób było zaskoczonych, że przeżył. Inni zaś chwalili go, iż jako zwykły pirat dorobił się takie rozgłosu.
Przyłączył swój statek do Żelaznej floty. Z początku ciężko było mu i jego ludziom dostosować się do faktu, iż polecenia wydaje ktoś stojący wyżej. Ale gdy tylko się oswoił, był jak ryba w wodzie.
Pewnego razu zorganizował dziesięć drakkarów i wyruszył z nimi do Reach. Wszystko zaplanował, wiedział, że w pewnej wiosce wybuchła epidemia, na którą nikt nie mógł znaleźć lekarstwa, więc odcięto ją od reszty prowincji. Był to łatwy cel, ponieważ w pobliżu było wiele kopalń żelaza, a w wiosce przetapiano je i wykuwano na miejscu miecze lub narzędzia rzemieślnicze.
Wyszli z lasu o świcie, wioska została otoczona ze wszystkich stron. Roland w sumie zgromadził prawie stu ludzi. Jednak wolał nie ryzykować, iż ktoś zostanie zarażony. Zamknął wszystkich mieszkańców w karczmie, która po mimu dwóch pięter, ledwie pomieściła wszystkich mieszkańców.
-Wszystko zabrane, możemy wracać, ale lordowie z Reach mogą odebrać to jako akt agresji. - Powiedział jeden z kapitanów, który przybył razem z Rolandem.
-I wilk syty i owca cała, my mamy nasz łup, i to spory łup, pełno tutaj broni. A oni, mają rozwiązany problem z epidemią. - Gdy skończył mówić, wyjął skrzypce. A ze strony jego załogi posypało się kilka smutnych min. Wszyscy wiedzieli co to oznacza, dla ludzi zamkniętych w karczmie. Chwile później padł rozkaz podpalenia karczmy, a Roland wrócił na statek.
Minęło kilka lat, a jego kariera w Żelaznej Flocie miała błyskawiczny wzrost. Roland został mianowany Admirałem Żelaznej Floty. Od razu usunął kilku niżej postawionych kapitanów, którzy wcześniej mieli do niego jakieś zarzuty. Wprowadził surową dyscyplinę jak na swoim własnym okręcie.
Przypodobał też sobie powiedzonko, "Są równi i równiejsi.", i używał go często gdy ktoś zarzucał mu niesprawiedliwość.
Umiejętności:
-Szermierka
-Gra na skrzypcach
-Tropienie
-Astrologia
-Żegluga
-Czytanie i pisanie
Ekwipunek:
-Skórzana zbroja
-Stalowy półtorak
-Trzy sztylety
-"Skała" - Okręt Rolanda. Duża galera, składająca się z czterech rzędów wioseł, każde obsługują cztery osoby. Jest ona również wyposażona w spory maszt, które bywa bardziej wydajny niż wiosłowanie gdy spotka się sprzyjające wiatry.