-za wszelką cene chrońcie Lady Alyse, nic nie może się jej stać.
-a ty panie, też potrzebujesz ochrony- odpowiedział bez namysłu kapitan.
- ja sobie poradzę..ta jasne, tak samo jak w tym burdelu w końcu bur..
I nie skończył myśli, gdy nagle do świadomości przywrócił go krzyk. Padał właśnie pierwszy dzikus pod mieczem jakiegoś rycerza. Tor błyskawicznie wyjął swój długi łuk... po chwili leciała już pierwsza strzała. Trafił jakiegoś cieniokota w szyję, ten zapluwając się krwią padł martwy. Poleciała kolejna strzała i jeszcze jedna i kolejna i tak chyba z dziesięć a każda sięgała celu. Byli już zbyt blisko by dalej strzelał, więc wyjął Piorun, tarczę i ruszył do przodu. Podjechał do najbliższego górskiego dzikusa, który pochylał się nad zwalonym z konia rycerzem z zamiarem zabicia go. Nie zdążył jednak tego zrobić, gdyż Tor ciął go przez plecy. Ruszył do następnego. Ten spodziewał się lorda i uderzył pierwszy, jednak mężczyzna odbił cios włóczni tarczą i zamachnął się mieczem z góry rozcinając czaszkę napastnika na pół. W wirze walki wyglądał jak diabeł opętany rządzą krwi. Gdy nie miał w zasięgu miecza już żadnych wrogów, rozejrzał się po polu bitwy. Dookoła leżało wiele trupów dzikusów, dostrzegł także kilka martwych ciał towarzyszących mu rycerzy. Spojrzał dalej i zobaczył Alyse walczącą chyba z przywódcą tej bandy. Wyglądała jakby na świecie nie liczyło się nic więcej jak machanie mieczem. Robiła to z taką gracją.. o ja, ta dziewczyna ma talent, nie chciałbym jej podpaść.. Wtem dostrzegł zbiegającą kolejną grupę dzikusów.
- Bogowie, nie ma ich końca, jak tak dalej pójdzie to lord Stark zamiast uczty zrobi pogrzeb. Miał zamiar ruszyć do kolejnej potyczki, gdy mimowolnie spojrzał w bok i ujrzał nadciągającą odsiecz.. to Lady Elbereth Tully ze swoją eskortą... I co to ludzie Rosha, czy ja dobrze widze, tak to chorągiew Starków.i rycerze Lorda Rosha-nie wiadomo skąd się tu wzięli ale to dobrze-zaalarmowani przez wysłanego uprzednio rycerza. Spojrzał w drugą stronę i zobaczył biegnącego w stronę walczących zwierzaka podobnego do wilka lecz znacznie większego od niego i jadącą na koniu damę.. Co to na bogów, czyżby dzicy mieli wilki, nie to niemożliwe, zaraz on ma białe futro pod pyskiem, czy to.. tak to Błyskawica i co.. o nie to Sophia, przecież kazałem zostać jej w domu. Tylko skąd oni się tu wzieli, czyżby jechali za nami od Końca Burzy.. Rzeczywiście był to wilkor podarowany Torowi w dzieciństwie i jego młodsza siostra Sophia. Na ten widok dzikusy z gór zaczęli się wycofywać, zapewne przestraszyli się tak ogromnej siły i diabła w postaci zwierza. Z Lady Elbereth przybyło dobrze ponad stu żołnierzy. A cała siła orszaku wynosiła wtedy niecałe trzystu rycerzy. Wygrana była nasza.
Bogowie, dziękuje....