26 lutego 282
Podróż była okropna. Blanche całą drogę nie odezwała się ani słowem. Miała ochotę zawrócić i znów próbować ucieczki, ale wiedziała, że nie ma szans. Znów miała mdłości, zarówno na morzu jak i w czasie jazdy konnej. Iri zaparzyła jej podczas postoju herbatę z imbirem i miętą jednak niewiele to pomogło. Lars obnosił się ze swoim zwycięstwem wygłaszając bezsensowne komentarze, oczywiście niemal zawsze jechał przy jej siodle. W porcie nie zamieniła nawet słowa z Mattem, mimo że była mu winna wyjaśnienia. To przez nią miał teraz kłopoty, ponieważ po części on i jego łódź przyczynili się do ucieczki Lady Blanche. Nie zdobyła się także na rozmowę z Belicho, widząc mężczyznę przyśpieszyła kroku i zniknęła w drzwiach swojej sypialny zatrzaskując je przy tym tak, że zatrząsł się cały zamek. Potem wyrzuciła przez okno wieży poduszkę. Jednak nie było to satysfakcjonujące, więc do poduszki dołączyły dzban, zdobiony talerz i reszta zastawy. Część nie przeleciała przez okno, tylko rozbiła się o parapet. Wyjrzała przez okno, niestety nikt nie został raniony. Przewróciła też stolik, udało jej się nawet złamać nogę od rzeźbionego w białym drewnie krzesła. Sianie destrukcji to jedyne, co mi wychodzi... Słysząc hałas do komnaty zapukała i weszła drzwiami dla służby po odpowiedzi Blanche Iri. -Zawiodłam się na Tobie. Myślałam, że mogę Cię traktować jako zaufaną powiernicę... A teraz wyjdź. Powiedziała spokojnie i zimno. -Czy mam przysłać kogoś, by tu posprzątał i przyniósł coś do jedzenia? Sir Belicho pytał o rozmowę z panią. -spytała dziewczyna. -Nie. Nie mam ochoty na rozmowę. Odmów mu i zostaw mnie. Co prawda Blanche była głodna, a odłamki szkła i porcelany były wszędzie, jednak chciała być sama.
Podróż była okropna. Blanche całą drogę nie odezwała się ani słowem. Miała ochotę zawrócić i znów próbować ucieczki, ale wiedziała, że nie ma szans. Znów miała mdłości, zarówno na morzu jak i w czasie jazdy konnej. Iri zaparzyła jej podczas postoju herbatę z imbirem i miętą jednak niewiele to pomogło. Lars obnosił się ze swoim zwycięstwem wygłaszając bezsensowne komentarze, oczywiście niemal zawsze jechał przy jej siodle. W porcie nie zamieniła nawet słowa z Mattem, mimo że była mu winna wyjaśnienia. To przez nią miał teraz kłopoty, ponieważ po części on i jego łódź przyczynili się do ucieczki Lady Blanche. Nie zdobyła się także na rozmowę z Belicho, widząc mężczyznę przyśpieszyła kroku i zniknęła w drzwiach swojej sypialny zatrzaskując je przy tym tak, że zatrząsł się cały zamek. Potem wyrzuciła przez okno wieży poduszkę. Jednak nie było to satysfakcjonujące, więc do poduszki dołączyły dzban, zdobiony talerz i reszta zastawy. Część nie przeleciała przez okno, tylko rozbiła się o parapet. Wyjrzała przez okno, niestety nikt nie został raniony. Przewróciła też stolik, udało jej się nawet złamać nogę od rzeźbionego w białym drewnie krzesła. Sianie destrukcji to jedyne, co mi wychodzi... Słysząc hałas do komnaty zapukała i weszła drzwiami dla służby po odpowiedzi Blanche Iri. -Zawiodłam się na Tobie. Myślałam, że mogę Cię traktować jako zaufaną powiernicę... A teraz wyjdź. Powiedziała spokojnie i zimno. -Czy mam przysłać kogoś, by tu posprzątał i przyniósł coś do jedzenia? Sir Belicho pytał o rozmowę z panią. -spytała dziewczyna. -Nie. Nie mam ochoty na rozmowę. Odmów mu i zostaw mnie. Co prawda Blanche była głodna, a odłamki szkła i porcelany były wszędzie, jednak chciała być sama.