Ogrody Czerwonej Twierdzy... piękne miejsce. A podczas uczty jego piękno kumuluje się z olśniewającą aurą wielu szlachetnie urodzonych mieszkańców kontynentu i Wyspiarzy. Takich jak Nikolaj, Wielki Greyjoy, siedzący aktualnie na beczce w pobliżu kwietnika. Spoglądał na kwiaty, zamyślonym wzrokiem wodząc od jednego płatka, do następnego. Ostatnio mało spał, można by rzec że prawie w ogóle. Noc po przybyciu do Królewskiej Przystani nawet przetrwał, a z każdą następną było coraz gorzej...
"Doki, pląsa sobie po nich ktoś bardzo niewielki. Małe, czarnowłose dziecko biega sobie po dokach i obserwuje statki. Podśpiewuje sobie pod nosem piosenkę "Czerwony Poranek", której nauczył ją Wujek Askel. Nuci sobie spokojnie, oddalając się coraz bardziej od zaludnionej części portowej Pyke. Żywe, barwne stroje marynarzy ustępują miejsca nadgryzionym czasem szkieletom magazynów i tawern.
Tutaj, na kołkach przybrzeżnych, położonych na nieco większej głębokości niż te dzisiejsze, ten ktoś mógł zaznać adrenaliny i poczuć prawdziwe wyzwanie. Młodzik skacze coraz dalej, z sekundy na sekundę oddalając się od brzegu.
Czyjś wzrok spoczywa nad nim od momentu wyjścia z zamku, wyczekując tragedii. Ktoś, może już nie tak mały jak pierwsze dziecko, szedł krok w krok za mniejszym.
Skok, skok, plusk. Urwany krzyk i bulgot. Sprint. Dźwięk zrzucanej, prawie rozrywanej koszuli. Plusk, i szok wywołany lodowatą wodą. Zaciśnięte zęby i wycieńczająca podróż wpław. Pierwszy dotyk."
Otworzył oczy, a goście nadal się bawili. Musiał znowu przysnąć, szczęście że powstrzymał się od krzyku. Nikt nie zwracał na niego uwagi, możliwe że część nawet nie poznała jego lordowskiej przynależności. Siedział mając pod zadkiem pelerynę z krakenem, a koronę z morskiego drewna (jak i resztę zbroi) odłożył w komnatach. Przeciągnął się, z kieszeni płaszcza wyjął notatnik. Kawałek grafitu wylądował w drugiej ręce, jednak po chwili powrócił do kieszeni. Wraz z notatnikiem. Nie mam siły opisywać tego samego po raz kolejny. I tak nikomu to się nie przyda...- zamyślił się Nikolaj. Dźwięk otwieranego bukłaka.
"Złapał ją, gdy tylko odpowiednio blisko podpłynął. Przestała się szamotać kilka sekund temu, odpływając bezwładnie w ciemną toń. Jedna jej noga poruszała się jakoś osobno od reszty ciałka, przez co ratujący zatrzymał się przez chwilę. Zebrał siły, i ruszył siłując się z niewidzialną mocą. Albo tylko ukrytą w ciemnej, zasolonej wodzie Żelaznych Wód. Wyspiarskie płuca przechowywały sporo powietrza, ale nie był to zasób nieskończony. W końcu, gdy przymknięte oczy bohatera zaczęły zachodzić ćmą, a jego półnagie ciało było tuż pod powierzchnią wody, naprężył się i wypchnął dziecko nad wodę. Chwilę później był już razem z nim, kompletnie wykończony, prądami morskimi spływali na brzeg. Razem."
Pociągnął z butelki wyspiarskiego spirytusu. Najlepsza jakość w najniższej cenie. Może jakość nie, bardziej moc... to po prostu nie był alkohol który pije się dla towarzystwa. To była trutka, którą Lord Żniwiarz chował tylko na specjalne okazje.
"Odzyskał siły kiedy razem z nią uderzył o kamienne wybrzeże Pyke. Wydawało się że prądy powinny wyrzucić ich chociaż w pobliżu doków, ale najwyraźniej podczas szamotaniny odpływali coraz dalej od brzegu. Tak czy inaczej byli tutaj. Ucisk, jeden i drugi. Kaszlnięcie. Oczy małego człowieka zupełnie białe, odwrócone jak podczas omdlenia. Procedura powtórzona kilka razy, przerywana chłopięcym szlochaniem. Szum fal i klekotanie mew, przerwane głośnym burknięciem. Mały człowiek cały czas leży, większy próbuj wrócić go na świat. Kaszlnięcie, w odpowiedzi na szlochy kolejne burknięcie z tyłu. Czerwony z gniewu, posiniały na dłoniach od zimna. Odwraca głowę. Ciemne morze, Utopiony dzisiaj przegrał walkę o względy księcia.
W otchłaniach majaczą dwa białe punkciki. Czy to perły niesione przez wodę, czy może baczny obserwator tego teatru? Ostatnie kaszlniecie, nie ma czasu do stracenia. Czarnowłosa dziewczynka podnosi się na plecy, chłopiec obejmuje ją. Jego sina ręka kładzie się na jej plecach pomagając odkrztusić resztki słonej wody.
Udało się, jednak ręka młodzika wyczuwa na plecach coś dziwnego. Rana podłużna, przypominająca cięcie, ciągnęła się od pleców aż po nogi.
Czyżby zraniła się o kamienie? - pytasz sam siebie. A może przejechała po jakimś morskim śmieciu? - nie chcesz przyjąć do siebie myśli, którą instynktownie podsuwa ci rozum. Bierzesz ją pod rękę, i idziecie. Dotychczas wiszące nieruchomo w otchłani białe punkty zniknęły, oddalając się w toń. Nie myślisz o tym, uratowałeś ją. Słowa podziękowania, i kilka wyrazów krytyki. Nigdy byś mnie nie zostawił, co? - pyta. Odpowiadasz to, co każdy dobry brat powinien odpowiedzieć."
Łza spłynęła po policzku władcy. Przejechał palcami po kieszeniach i nadstawił słuchu. Wszyscy wspaniale się bawią. Jest tak przyjemnie i pokojowo. Tutejsza sytuacja jest bardziej nierealistyczna niż marzenia senne Nikolaja. Zaskakująco prawdziwe mary, prześladujące go w wyjątkowo przemyślany sposób. Był gotowy na ostatnią fazę, i z premedytacją zamknął oczy, chowając pod płaszcz butelkę.
"Szum fal i wesoła muzyka. Załoga "Czerwonego Poranka" oczekuje pod bronią na swoją ukochaną panią kapitan. Ktoś, już zupełnie dorosły, stoi na kładce i żegna się z Bratem. Połyskujący rodowy miecz zwisa u jego pasa, podobnie jak dwa zakrzywione sztylety u jego partnerki. Oboje się cieszą, choć przygnębia ich myśl rozstania.
Tyle razem przeszli. Chłopak, teraz już ustawiony, najchętniej popłynąłby wraz z nią do nowego, egzotycznego świata. Ale trzymały go tutaj dwa słowa. "Obowiązek" i "Tradycja" niczym łańcuchy przywiązywały go do tronu z morskiego kamienia. Wielki talent do psucia ułożonych planów mieli oboje z rodzeństwa, jednak w tej sytuacji nie wystarczał.
Czyli już płyniesz? - pytasz, zaś ona skinieniem potwierdza. Ma na sobie krótkie spodenki i skąpą koszulę, doskonale widać ranę zadaną tego pamiętnego dnia. Gdy ty miałeś 10, a ona 8 wiosen. Od Karku, do łydki. Z obręczami w obu miejscach. Skały - powiedziałeś wtedy, jednak nadal nie dało ci to spokoju. Perły wyrzucone przez korsarzy - dostosowywałeś rzeczywistość do tego co chciałeś zobaczyć.
W końcu pozwalasz jej odejść do kamratów. Uginają się pod nią nogi, a tobie z oka płynie łza. To był ciężki moment, prawda?- przypominasz sobie. Gdy statek odpływa, spoglądasz w wodę. Dwa białe punkty, ponownie chowają się pod wodę. Postanawiasz o tym nie myśleć, i wracasz do swoich ziomków. Ansten klepie cię po plecach i mówi że będzie dobrze. Przyjmujesz jego pocieszenie i idziecie na piwo. W końcu jutro ceremonia przejęcia władzy."
Piękny moment, kiedy wreszcie organy Nikolaja zaczęły pracować poprawnie, dokarmione półsnem. Czy to był szantaż, mający namówić go do zobaczenia tego ponownie? Eh, dużo by rozprawiać. Kwiaty pięknie pachną, trzeba się cieszyć. Ludzie się bawią, trzeba ich poznać!
Nikolaj wstał, otrząsnął się i przeszedł po terenie imprezy witając różnych gości. Tutaj podał, tam nadstawił dłoń. Wszystko załatwione? Prawdopodobnie tak, więc powrócił na przeznaczone mu siedzisko.