Nie spotkam Theodara. On by mnie pocieszył. Rodzeństwo twierdz, że jestem dzieckiem, więc będę dla nich dzieckiem. Już na zawsze. Pomyślała Blanch. Następnie wstała i cichutko obróciła klucz w wielkich, masywnych drzwiach. Idioci zapomnieli, że mogę z niego zrobić użytek. Dwaj strażnicy pilnują komnaty od zewnątrz, maester zapowiedział, że wróci do mnie dopiero rano... Nie spodziewam się już gości, wszyscy mają ważniejsze sprawy niż niańczenie dzieci.
Wzięła nóż ze stolika i ukroiła sobie ciasta. Zjadła też trochę ciastek z tacy przyniesionej przez służącą i popiła miodem. Nie można umierać na trzeźwo. pomyślała i kładąc się na łóżku przecięła delikatnie nadgarstek lewej dłoni. Następnie zrobiła to samo chociaż bardziej niezdarnie z prawą. Cienkie strużki krwi powoli zaczęły spływać po jej jasnych rękach i skapywać na białą pościel plamiąc ją. Rany były płytkie, lecz idealnie zahaczały o główne żyły, tak aby umierała powoli. Było to niemal przyjemne. Nakryła się kołdrą, aby nie patrzeć na szkarłatną ciecz. Zaczynało się jej robić przyjemnie sennie i zimno...
Wzięła nóż ze stolika i ukroiła sobie ciasta. Zjadła też trochę ciastek z tacy przyniesionej przez służącą i popiła miodem. Nie można umierać na trzeźwo. pomyślała i kładąc się na łóżku przecięła delikatnie nadgarstek lewej dłoni. Następnie zrobiła to samo chociaż bardziej niezdarnie z prawą. Cienkie strużki krwi powoli zaczęły spływać po jej jasnych rękach i skapywać na białą pościel plamiąc ją. Rany były płytkie, lecz idealnie zahaczały o główne żyły, tak aby umierała powoli. Było to niemal przyjemne. Nakryła się kołdrą, aby nie patrzeć na szkarłatną ciecz. Zaczynało się jej robić przyjemnie sennie i zimno...